Dobra żona tym się chlubi, że
gotuje co mąż lubi.
Od pewnego czasu chodzi mi po głowie
to powiedzonko (może to wyrzuty sumienia). Albo takie: zimna woda zdrowia doda (ciepłej i tak nie było). U mojej babci wisiały na ścianach kuchennych takie wyhaftowane makatki, najczęściej
niebieską nitką. Były urocze. I te rady jak kobieta ma dogadzać
mężowi gotując na piecu węglowym, sprzątając z promiennym
uśmiechem na ustach, piorąc radośnie szarym mydłem w
balii, przynosząc kapcie (jak pies), podtykając piwo zimniutkie z
pianką i jednocześnie szyć i bawić się z dziećmi
(siedmiorgiem). Aby pan i władca był zadowolony i z pogłaskał
dziecko po główce, jeśli łaskawie je zauważył.
Od drugiej babci dostałam w prezencie
ślubnym pieniądze z przeznaczeniem na maszynę do szycia, aby być
dobrą żoną. Maszyna służy mi do dzisiaj, sporadycznie używana.
Łucznik to jednak dobra marka, nie da się z niej strzelać ale
szyje ok.
Chcę się dzisiaj pochwalić poduszką,
którą uszyłam własnoręcznie moim nie strzelającym łucznikiem. Został mi kawał materiału po obszyciu krzesła i jest komplet. Raz siadamy na krzesełko, raz na poduchę.
Ten piękny decoupage zrobiła moja koleżanka.
Szwaczką jestem mierną
Parę lat temu w szkole była taka
ocena: mierny. I wbrew pozorom była to ocena pozytywna. Wymarzona
przez wielu uczniów, gdyż dawała promocję. Trudno w to uwierzyć,
gdyż miernota nie kojarzy nam się dobrze. Ktoś pomyślał i
zmieniono nazwę na „dopuszczający”. Może mniej obraźliwe ale
też mało szczęśliwe określenie i brzmi paskudnie. MEN
powinien rozpisać konkurs na tę nazwę, może ktoś wymyśli lepszą
.
To są baaardzo stare poduchy na kuchenne krzesła (wysiedziane, zmechłacone, z okruchami)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz