piątek, 22 listopada 2013

Dobra żona - słowo o poduszkach.



Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi. 
 Od pewnego czasu chodzi mi po głowie to powiedzonko (może to wyrzuty sumienia). Albo takie: zimna woda zdrowia doda (ciepłej i tak nie było). U mojej babci wisiały na ścianach kuchennych takie wyhaftowane makatki, najczęściej niebieską nitką. Były urocze. I te rady jak kobieta ma dogadzać mężowi gotując na piecu węglowym, sprzątając z promiennym uśmiechem na ustach, piorąc radośnie szarym mydłem w balii, przynosząc kapcie (jak pies), podtykając piwo zimniutkie z pianką i jednocześnie szyć i bawić się z dziećmi (siedmiorgiem). Aby pan i władca był zadowolony i z pogłaskał dziecko po główce, jeśli łaskawie je zauważył.

 
Z resztek białych włóczek wydziergałam poduchę. W środku tego owalu miał być haft lub inna atrakcja, zostało jak widać.



 
 
Od drugiej babci dostałam w prezencie ślubnym pieniądze z przeznaczeniem na maszynę do szycia, aby być dobrą żoną. Maszyna służy mi do dzisiaj, sporadycznie używana. Łucznik to jednak dobra marka, nie da się z niej strzelać ale szyje ok.
 
Chcę się dzisiaj pochwalić poduszką, którą uszyłam własnoręcznie moim nie strzelającym łucznikiem. Został mi kawał materiału po obszyciu krzesła i jest komplet. Raz siadamy na krzesełko, raz na poduchę.


Ten piękny decoupage zrobiła moja koleżanka.  
 
 


 
Szwaczką jestem mierną

Parę lat temu w szkole była taka ocena: mierny. I wbrew pozorom była to ocena pozytywna. Wymarzona przez wielu uczniów, gdyż dawała promocję. Trudno w to uwierzyć, gdyż miernota nie kojarzy nam się dobrze. Ktoś pomyślał i zmieniono nazwę na „dopuszczający”. Może mniej obraźliwe ale też mało szczęśliwe określenie i brzmi paskudnie. MEN powinien rozpisać konkurs na tę nazwę, może ktoś wymyśli lepszą .


 To są baaardzo stare poduchy na kuchenne krzesła (wysiedziane, zmechłacone, z okruchami)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz